Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i książką, dyrektor, znawca sztuki, eksminister, radzca i t. p. Statystów role grała w głębi młodzież złota z kapeluszami w rękach i ćwikierami w oczach.
— Proszę kochanéj hrabiny, odezwała się stara panna żółciowa, ciągnąc daléj rozpoczętą znać przez kogoś innego rozmowę, to prawdziwa komedyja, zjawienie się tego człowieka! Pałacyk, któregoby mu mógł pozazdrościć każdy człowiek, z gustem, szwajcar, kamerdyner, liberyja... nie zaręczam nawet, żeby jakiego herbu nie było... a nie daléj, jak lat trzy temu, widziano go z modrym pugilaresem pod pachą, kłaniającego się do ziemi woźnym tych panów, których dziś na aksamitach przyjmować raczy...
— Trzeba mu jednak przyznać, bądź co bądź, przerwał hrabia N., bawiąc się déwizką od zégarka, że ten jest jeszcze daleko mniéj śmiésznym od innych, ma bardzo trafne instynkty, wiele taktu... Żona bardzo ładna...
Kobiéty spojrzały po sobie, uśmiéchając się.
— A! otóż jedna z tajemnic powodzenia, dodała hrabina z koronkami, panowie przebaczacie wiele, gdy pani domu jest tak bardzo ładną. — Któż wié? może dla tego książę Nestor tak żywo się tym panem zajmuje.
— Jużciż choć ona musi być piękną za dwoje, wtrąciła stara panna, bo co on sam, to za dwoje brzydki.
— No! pięknym nie jest, dystyngowanym go nazwać nie można, wtrącił eksminister, ale fi-