szego do podróży. Prosić marszałka o pożyczenie lżejszego a wygodniejszego Cesia nie chciała i nie dopuściła. Musiano czekać.
Tymczasem list od pani L. oznajmiał przybycie ogrodnika starego, który z ciekawością wiekuistego włóczęgi jechał poznać kraj nowy.
— Bo to ja, proszę pani, — mówił na wyjezdnem do pani L. — spenetrowałem już niemało kątów. A gdzie ja ogrodów nie zakładał i ogrodników nie uczył! Na wołowejby skórze nie spisał. Niechajże na starość i pod tę puszczę Białowieską zawlokę się... a jużcić i tam ludzie żyją. Zobaczymy. Jakoś to będzie.
Wszystko troje po niejakim czasie marzyli o przyszłym swym zakładzie. Julek chciał mu już nadać jakieś imię dźwięczne i pociągające... Henryk, na uczczenie Cecylji, radził nazwać Cecylinem... Śniły im się prześliczne kwiatki, a siostra rozpowiadała o cudownych orchideach.
Liczyła się, ale sam na sam tylko, aby nie przestraszać braci, czy jej zapracowany grosz starczy na podróż Henryka, na założenie ogrodu, na pokrycie pałacu, na mnóstwo niezbędnych przy nowym zakładzie wydatków. Miała, oprócz grosza, kosztowne podarki z tych domów, w których te lata przebyła, i gotowa była rozstać się i z niemi, sprzedać, bez czego tylko obyć się mogła. Liczyła wszystko, codzień prawie na nowo rozpoczynając rachunki i dodając sobie otuchy.
Wtem jednego ranka, gdy jeszcze była w swoim pokoju, zastukano zlekka do drzwi i stary Szmul wszedł, ale tak blady i pomieszany, tak jakoś widocznie nieswój, drżący jakiemś poruszeniem wewnętrznem, że Cecylja, spojrzawszy nań, wstała przestraszona.
— Panie Szmul, czy nie chory jesteś?
Żyd ręką tylko dał znak, że nie, bo mówić nie mógł. Podparł się na lasce, głowę spuścił i dumał długo.
— Siadaj pan, zmęczenie... gorąco...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/200
Wygląd
Ta strona została skorygowana.