jej trochę zdawała, wzięła ją do serca. Marszałek obowiązywał się powiększyć cioci swą pomoc o tysiąc złotych, pannie Cecylji płacić pięćset rubli i zostawić jej swobodę pani domu. Było to tak ponętne dla biednych ludzi, iż staruszka oprzeć się nie mogła.
— Czekajże, proszę cię, — rzekła — po południu ja z nią o tem pomówię i ani wątpię, że przyjmie. Już spuść się na mnie; choć mi z nią rozstać się przykro, ale dla ciebie, co tyle czyniłeś dla nas...
Marszałek pośpieszył ucałować rączki i wpadł w nadzwyczaj dobry humor. Dzień dla wszystkich zszedł szybko i wesoło. Panna Cecylja mało się pokazywała. Ile razy znalazł się przy niej kuzynek, był nadzwyczaj czuły i nadskakujący.
Po obiedzie, tak jak w planie było, starościna sama z wnuczką została.
— Moja droga Cesiuniu, — rzekła pocichu — ja ci coś mam powiedzieć, tylko nie bierz tego ze złej strony, nie tłumacz sobie oziębłością. Ja z tobą jestem o tyle szczęśliwa, o ile tylko być mogę, ale... dla ciebie otwiera się daleko piękniejsza perspektywa.
Cesia spojrzała niespokojnie.
— Ten biedny Bolek z dziećmi sobie rady dać nie może i chce zaprosić ciebie do swego domu, abyś je wzięła w opiekę. Ofiaruje ci pięćset rubli, a i mnie także tysiąc złotych więcej. Będziesz u niego panią w domu... jak w raju.
Spojrzała na wnuczkę, która drżąca siedziała ze spuszczonemi oczami i milczała długo.
— Cóż ty na to? — zapytała staruszka.
— Byłoby to bardzo ślicznie, — odpowiedziała spokojnie Cecylja — ale ja się na siłach nie czuję. Potrzebuję wypoczynku. Postanowiłam przy babci jaki rok posiedzieć. Proszę, nie wypędzajcie mnie stąd.
Głos jej drżał. Starościna uczuła się przejętą; boleśnie jej się zrobiło. Wstała i rzuciła się jej na szyję.
— Cesiu, kochanie! któżby cię przymuszał. Ale mnie, przez miłość dla ciebie, zdawało się, że ci to
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/126
Wygląd
Ta strona została skorygowana.