Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny Dołęga (z wiecznym swym śmiechem papuzim), który miał zabawiać, a w razie potrzeby służyć do wiska dla hrabinéj. Posadzono ją naturalnie na najpierwszém miejscu, na kanapce, a starościna zajęła się rozmową... tymczasem oczy Sylwana i Hanny przez pokój cicho mówiły ze sobą o przeszłości — starościna i ojciec Hanny widocznie zaniepokojeni byli spotkaniem jéj z Sylwanem. Dołęga zdziwiony, że ich tu spotkał...
Hanna zdawała się wahać z razu, czy się zbliżyć do dawnego przyjaciela, czy mieć odwagę... czy osłonić się obojętnością — serce nareszcie przemogło. Ujęła Lelię pod rękę i wysunęła się z nią z kątka w którym siedziała, krążąc tak, ażeby Sylwan łatwiéj się do nich mógł zbliżyć. Pierwszy jednak podstąpił do Lelii — Herman.
Tu znowu hrabina trochę się zaniepokoiła... obawiała się téj siostry i jéj wpływu. Ponieważ Dołęga i Oleś zajęci byli zabawianiem dwóch pań starszych, młodzież była zostawioną sama sobie... Obok saloniku w którym hrabina miejsce zajęła, był drugi większy, pusty... ale oświecony... Lelia z Hanną stanęły w progu, i siostra skinęła na Sylwana by szedł z niemi; Herman z kapeluszem pod pachą, także się w tę podróż wybierał.
Gdy młodzież tak wyśliznęła się z pod oka starszych, chociaż to nie przerwało ich rozmowy, głównie lękano się zbliżenia Sylwana do Hanny... a Le-