Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego fizyonomii pewien wyraz, który się mógł podobać. Ubierał się starannie i perfumował umiejętnie, tak, że nie można było powiedzieć nigdy czém śmierdział. Au moral et au physique — zażywał tego środka. Czarne oczy gospodyni ze szczególną czułością zwróciły się ku niemu; wskazała mu miejsce blizko przy sobie. Lubicz z uśmiechem wdzięcznym i nadskakiwaniem bijącém w oczy przysiadł się do jejmości.
— Patrz-no panie Hermanie, szepnęła Złocińska do niego: jak Lubicz hrabinę bałamuci.
— Nie mam obawy, ziewnął syn — Lubicz lubi dobre obiady... to cały sekret...
— Ej! éj! dodała Złocińska — żeby nie pomyślał o czémś więcéj...
— Nie, odparł Herman — mnie się będzie bał — jakby mnie nie było, nie ręczę...
Już zaczynali inni goście przybywać, wszedł znajomy nam już Dołęga, śmiejąc się od progu i klepiąc poufale po ramionach kogo spotkał, potém prezes milczący... powitany z uszanowaniem, prałat i doktór razem, na ostatek panowie Kuczaba i Ostoja...
Dwaj ostatni zasługują, aby im parę wierszy poświęcić, należą bowiem do typów epoki i kraju w którym liczną mają rodzinę, mniéj więcéj do siebie podobnych.
Pan Kuczaba nie stary człowiek, z dobréj i majętnéj rodziny pochodzący — acz liczył się do towarzystwa, kółka i obozu, który w salonie był reprezento-