Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwyczajnéj zarozumiałości i nieubłaganéj krytyki, któréj się dopuszczał na swych kolegach, nie miał wybitnych wad innych. Zażywał tabakę, perorował, doznawał niekiedy dystrakcyi (nigdy jednak pełniąc swe obowiązki urzędowe), czasami lubił lampeczkę wina (nigdy kieliszkiem go nie pił), a był przytém bardzo znośnym i swéj panienki żarliwym wielbicielem i obrońcą. Jejmość, vulgo pani Pawłowa Szerszeniowa, cicha kobiecina, na palcach chodziła przed nią. Oboje ich zmuszona utrzymywać, Viola ledwie skromną pensyjką sobie starczyła, a że za benefisem nie jeździła nigdy i nie narzucała się sama, nie przynosił on jéj też tyle co innym zabiegliwym artystkom.
Razem z Szerszeniami zajmowała Viola trzy izdebki na trzeciém piętrze domu, który nie miał ich więcéj, piętro to więc stanowiło rodzaj poddasza. Pokoiki były czyste i porządne, a że okna ich wychudziły na ogród, zielone gałęzie białych topoli i lipy zaglądały aż do nich. Z po za nich było widać mur okalający ogród, i popiętrzone a połamane dachy i kominy, wieżyczki i facjaty kościołów. Z téj strony przynajmniéj nie szumiał wiatr i nie było gwaru ulicy; świergot wróbli i śmiganie jaskułek, których gniazda przylepione były do muru, ożywiały obrazek... jakby z więziennego okienka wyjęty.
Miała tę odwagę Viola nie pożądać ani się popisywać z elegancyą żadną, na którą ją nie stało; sprzęty były ubogie, a białe czyściuchne firanki,