Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobno rozumu i rachunku — lecz powiedz mi pan, czy życie ludzkie warteby było co bez uczucia.
Tak rozpoczęta rozmowa zwróciła się do prostych rzeczy... Pawłowa przyszła suknię Jnlii pokazać, Paweł wmieszał się do rozmowy także.
— Nasza panienka — rzekł, frasuje się mości dobrodzieju, jak zagra Julię... a możesz ona ją zagrać dobrze, mając przeciw siebie takiego bałwana jak ten Romeo, którego zawsze anyżówką czuć...
Pawłowa swoim zwyczajem poczęła męża strofować i chciała powstrzymać gadanie, Szerszeń może z większą, niż jéj się zdawało przenikliwością, usiłował zostać w pokoju, nie dając się bardzo rozgadywać sam na sam Violi z panem Sylwanem... Małżeństwo kłócąc się z sobą wysunęło się do pierwszego pokoju, gdzie pan Paweł dwie ściśnięte dłonie nastawując na przeciw twarzy swéj małżonki, odezwał się głosem stłumionym...
— Że też ty, stara jakaś, nigdy rozumu mieć nie będziesz! Jakże ty nie pojmujesz, że kiedy ona mnie po niego posyła, toć nie mogę nie iść, — a ich zostawić we cztery oczy, nic potém... Ona w nim rozmiłowana... on o tém ani myśli... Nietrzeba dopuszczać żeby się przed nim jeszcze kiedy wyspowiadała... bo dyabeł nie śpi, jak powiada nasz mistrz...
— Daj ty mi pokój z mistrzem i ze swoim rozumem ofuknęła Pawłowa... dziecko tyle ma pociechy co się z nim rozmówi, a ty jéj i to mieszasz swojém paplaniem.