Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan tego nie uczynisz!...
— Na cienie mojéj matki klnę się, że to zrobię!
Starościna, zagryzłszy wargi, chodziła poruszona.
— Słuchaj, panie Downar! — rzekła — niéma rzeczy na świecie jedynéj, a my kobiécięta wszystkie, mniéj więcéj jesteśmy równe sobie. Waćpanu czy ta, czy druga, byle bogata... wszak ci to wszystko jedno.
— Za pozwoleniem — przerwał Downar — wcale nie: nego, przeczę, protestuję.
— Dajże mi asindziéj pokój! — gniewnie rzekła Kocowa — to fortele. Ja ci dam w mém miejscu inną osobę młodą i bogatą.
Downar, który się tego wcale nie spodziewał, osłupiał i zmilkł. Jak tylko rzecz do namysłu wziął, już Kocowa zmiarkowała, że go może zachwiać i złamać.
— Waćpan mi daj pokój, a ja waćpanu dam żonę.
— Cóżto będzie? frymark jakiś? — spytał Downar — jeszcze o podobnym, jak żyw jestem nie słyszałem.
— Zgódź się, bo mnie nie przekonasz: ja gdy zechcę ślub wezmę sekretnie.