Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nogi wprawdzie nabrzękłe protestowały, ale duch był krzepki i przywiązanie do chłopca wielkie.
— A kiedy się już stało — rzekł — nié ma co robić, przyjąć należy spełnione i chłopakowi dopomódz. Żeby téż był choć napisał: co za dzierżawę dał, ile morgów w zmianę, co czyni gotowego grosza propinacya; ale to zawsze jeszcze pędziwiatr... ani słowa. Pewnie grosza mu ledwie starczy na zapłacenie tenuty...
Posłano po fizyka, to jest doktora niemca i tegoż wieczora przybył na zawołanie, bo mu wizyty były dobrze opłacane.
Łowczy zapytał zaraz, czyliby się w podróż, niezbyt odległą zresztą, mógł puścić?
Fizyk głową pokiwał, spytał: na jak długo?.. cmokał, peruki poprawiał, ale, że pacyent widocznie sobie tego życzył, dawszy mu pigułki krew czyszczące na przypadek zwykłego w podróży zburzenia humorów, niemiec zgodził się na przejażdżkę.
Natychmiast wydano rozkazy do drogi... A nie mała to była rzecz teraz podeszlejszemu w lata i choremu ruszyć z domu.
Dawniéj obchodziło się bryką i furgonem jednym, dziś i kolaski zawieszone na pasach i najmniéj dwu wozów dla ludzi, kuchni potrzebował.