Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak każdemu; wszak i pani nie radaby jéj zbyła?
Klara spojrzała nań bystro.
— Przynajmniéj dobrze muszę wprzódy znać tego, komu ją oddam.
Wtém Kruk z chytrym zbliżył się uśmiechem.
— Co widzę! — krzyknął — waćpan tu... pan Marek Hińcza! o fortunne losu zdarzenie. W Wólce myśleliśmy wszyscy, że się waszmość z rozpaczy utopił.
— A jegomość nic nie wiedząc, trafiłeś na mnie do Wężowna?
— Nic nie wiedząc — odparł Kruk — zkądże mógłbym wiedzieć o was? Po drodze do Warszawy, tu? wstąpił do piekła po drodze mu było? i bez drogi! istny trafunek.
— Z którego się bardzo cieszę — odparł Marek — bo jesteś waszmość świadkiem, że nie próżnuję: zastępuję dwa krzesełka, przynajmniéj do zwijania nici.
— Czasu nie tracisz! — rzekł Kruk głośno — tam dawałeś się waszmość bałamucić Starościnie, a tu usiłujesz zbałamucić...
— Jéj cioteczną siostrę — rzekła dygając panna Klara.
Kruk uniżenie się skłonił.