pieniędzy, cofnął się gniewny i odpadł aż pod mur, do którego się przytulił.
Nie podobało się to wesołemu przechodniowi, który przystąpiwszy, ujął go za ucho i trzymając w ten sposób, zapytał — co za jeden?
Siérota byłby pewnie zmilczał, gdyby nie ucho; palce, które je trzymały, okrutnie były silne, a figura do któréj należały, strasznie pańska.
— Coś ty za jeden? hę? słyszysz? — powtórzył przechodzący.
— Od Ojców z zakrystyi.
— Jak ci imię?
— A co panu do tego?
— Ja ci zaraz pokażę co do tego.... Gadaj jak ci imię?
— Marek.
— Marek! a nazwisko?
— Ale po cóż panu nazwisko?
— Po co? wiesz po co? oto dlatego chcę żebyś gadał, że ty gadać nie chcesz. Mów mi zaraz nazwisko!
— No, Hińcza, Hińcza — odparł chłopak wyrywając się i niemal płacząc; ale zaledwie wymówił swe szlacheckie nazwisko, gdy ów potentat ucho puścił, oczy otworzył i stanął jak wryty.
— Jaki Hińcza? co za Hińcza!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/16
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.