Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głów, pyszałek, prowadzi was gdzie chce, a potém płacz i zgrzytanie zębów: ot, co! ot, co! Udajecie żeście silne, a lada filut komedyą odegra i w pole wyprowadzi.
— Kochany panie! — odezwała się sucho i spokojnie Kocowa — wszystko co mówisz prawdą bywa, ale nie jesteśmy my już wszystkie takie gęsi, jak ci się zdaje.
— Wszystkie gęsi! wszystkie gęsi! — szepnął Kruk, unosząc się — gęsi co do jednéj.
Starościna w śmiech to obróciła.
— Ale, kochany Kruku! — dodała — wierzcież mi, że ja wam, choć gęś, jestem wdzięczną za przestrogę.
— Ale ja tego do pani Starościnéj nie mówiłem — odezwał się, pomiarkowawszy nagle Kruk — to było z prędkości.
— Słowo się rzekło! no, no! — rozśmiała się gosposia — nie mówmy o tem; wolę słuchać co więcéj o Marku, ażebym poznała lepiéj tego łotrzyka.
— A to źle właśnie, że pani poznać go jesteś ciekawą.
— Źle czy dobrze, ale ciekawa jestem.
I nagle powstawszy, do oczów prawie Krukowi podniosła pierścień z soliterem, zapytując go:
— A prawda, Kruku! że piękny?