Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Abo to pan nie wie?...
— A nie...
— No, to długo proszę pana oficera rozpadać... bo on się kochał z panną Brennerówną z pierwszego piętra... że strach... panna leży w gorączce... majaczy... mówią, dostała duru z téj aprensyi..
— Kiedy była rewizya? zapytał Ludwik...
Majstrowa opowiedziała ściśle wyrachowawszy dzień i godzinę.
Chciała mu innych udzielić szczegółów, ale Ludwik zdawał się tak poruszonym i niecierpliwym, tak w okna wyglądał... tak się rwał, że się poczciwéj majstrowéj należycie wygadać nie dał. Podziękował jéj tylko prawie słowa nie mówiąc i mocno skłopotany wybiegł z kamienicy z pospiechem wielkim.
Chociaż ta bytność jego prawie nie była postrzeżoną, Aramowicz, który szedł po tarcicę, najrzał pana Ludwika, widział, jak wchodził do Noińskich, i nabrał się ztąd do ogromnego strachu, aby cała kamienica, uchowaj Boże, przez zuchwały postępek majstrowéj nie była skompromitowaną... Wprawiło go to w kłopot nie mały, tak że wieczorem nie mógł się wstrzymać od wymówki, i przyszło niemal do kłótni... ale noc ją przerwała... a roztropność nazajutrz nie dozwoliła rozpoczynać na nowo. Aramowicz tylko zerwał wszelkie stosunki z domem Noińskich, zabraniając żonie nawet u nich ognia dostawać...
— Oni skończą w prochowni — mówił do żony.. to zagorzali ludzie. Kulasowi w głowie Kiliński — ale dadzą mu oni Kilińskiego, jak go do taczek przykują. A ta sroka.. Noińska, byle jéj językiem mleć a wszędzie nosa wściubiać... Rzemiosła nie pilnują, ot co!!




Tego dnia wieczorem, gdy policya po cichu weszła do kamienicy przy ulicy S. Krzyzkiéj.. do klasztoru Karmelitów dwóch ichmościów w płaszczach, w czapkach na oczy spuszczonych, przyprowadzili młodego czło-