Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

charka, nie doczekawszy końca, nie mogła w sobie utrzymać podkradzionéj tajemnicy... Pędem zbiegła na dół, w bramę, gdzie była pewną, że zastanie szewcową Noińską albo na rozmowie z Matusową, albo w sporze z Aramowiczową, lub na konferencyi z panem Dygasem.
Nie omyliła się, Noińska wprawdzie miała się już cofnąć z bramy i sieni, która stanowiła zwykły salon mieszkańców poziomu kamienicy — do swych wracając penatów... gdy ujrzała zbiegającą z góry kucharkę, zaledwie starą chustką na głowę i ramiona narzuconą przyodzianą... Noińska pospieszyła naprzeciw niéj.
— Pani majstrowo dobrodziejko, na rany Chrystusowe, nie zdradźcie mnie! ale co się u nas stało dziś!
— Cóż? cóż? słowo daję — nie zdradzę... zmiłujcie się... uchowaj Boże co złego?
— Abo ja wiem! — poczęła paplać kucharka. Ale nie’no pani majstrowa posłucha tylko... Jak Agatka jego tam zaprowadziła, tak samowar zgasł, a ta głupia, bo to cielę, niezgraba... sama nawet nie nastawi.. przybiega do mnie. Ja pożegnałam panią majstrową i na górę Zaraz samowar zakipiał... No — to i koniec... chcę zejść — patrzę, ehe — Agatki nie ma już... Śmignęła na dół... a ja ją wiem... abo do Matusowéj, abo z tym łajdakiem Józkiem w kącie się durzy... co ja jéj z tego przepowiadam kiedyś nieszczęście, bo to wisus z pod ciemnéj gwiazdy... Musiałam zostać na górze, a nu zawołają, abo co... Co było robić... Jest szpara — o tyla... we drzwiach, co przez nią choćbyś nie chciał patrzeć, to oko lezie... Patrzę się tedy...
Nic — siedli tak podle siebie jak przystało... a Małuska, niby z bólu głowy — bodaj to tylko prawda — zaraz ich samych zostawiła. — Ale ona tak zawsze. No — nic... Siedli tu, parlując jak zwyczajnie.... Tere fere, ten się śmieje, ta oczy spuszcza, ten milczy, ta żartuje. Kiedy patrzę, aż on ją za rękę, moja jejmościuniu, bierze, niesie do ust i całuje...
Całuje! co to powiedzieć całuje — mało nie zjadł