Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i mroków, wśród których dotąd się obracał. Prosty człek zrozumiał różnicę dwóch światów krańcowych, z których jeden egoizmem był spętany, drugi miłością bez miary potężny.
Trwała biesiada do późnéj nocy, chociaż niektórzy dostojniejsi musieli się przed końcem jéj oddalić. Dmuszewskiego wołał Kuryerek, Chłędowskiego Kuryer Polski, Grzymałę Gazeta handlowa, innych obowiązki różne. — Naostatek i maleńka gromadka, która się jeszcze przechadzała po ogródku, puściła się nazad do Warszawy a Brenner, zdawszy co najprędzéj srebra, pospieszył do domu do córki — i — niestety — do raportu, który podać był obowiązany.
Julia uspokojona nieco, wstała dnia tego — Borzęcki znalazł ją około południa znacznie lepiéj, o czém też p. Kalikst, czatujący nań na wschodach, się dowiedział. Doktor przypisał naturalnie polepszenie swym lekom a chorobę jakiemuś rozdrażnieniu nerwowemu, o które w młodości nie było trudno. Podejrzywał pannę Julią o jakąś nieszczęśliwą miłość, choć wytłumaczyć sobie nie umiał, jak ona nieszczęśliwą być mogła, gdy śliczna panna jedném wejrzeniem podbiłaby — kogo chciała...
Niespokojna coraz bardziéj ku wieczorowi oczekiwała córka na ojca... Wiedziała od niego, dokąd się miał udać i że się miał próbować uwolnić. Gdy około południa nie wrócił, zrozumiała, iż zwierzchność nie przyjęła wymówek i zmusiła go do posłuszeństwa... Wyglądała więc oknem powrotu jego, za każdym turkotem wybiegała i Borzęcki, który nadszedł wieczorem, znalazł ją znowu trochę gorzéj.
Jako lekarz przypisał to wpływowi — wieczora, zawsze spotęgowującego symptomata choroby. Nie było w tém nic groźnego, nakazał spokój...
Niby przypadkiem zawsze, po raz trzeci wychodzącego z pierwszego piętra spotkał znowu Kalikst przyjaciela — ten przypadek już doktorowi zdał się więcéj niż podejrzanym.