Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

woływany wracać się wzdragam, że nie lecę tam gdziem powinien, a tubym żył i wiekował i o wszystkiem — dla niej, zapomniał!
— A! panie miły, panie drogi, — przerwał Józiak, — tem ci pilniej od tych czarów uciekać potrzeba, bo ci chyba napój jaki zadali; alboż nie mogli rozumu odjąć jaką sztuką szatańską? O Hennichenie mówią, że złoto robić umie, więc zna może i te kunszta szatańskie, co człowieka niewolnikiem czynią.
Uśmiechnął się smutnie wojewodzic.
— Na cóż tu napój inny — rzekł — nad ten, co z jej oczów płynie? na co czary nad te, jakiemi jest jej głos? na co więzy inne, gdy patrząc na nią przykutym się człowiek czuje?
— O mój Boże! — westchnął Józiak — a cóż poczniemy... a co z wami będzie? jeśli już tak wami owładła.
— Ona moją być musi — rzekł ponuro Janusz — ani ojciec, ani nikt mnie nie powstrzyma, porzucę wszystko, wyrzeknę się domu.
— Nie mów, panie miły, nie kończ — podbiegając zawołał chłopak — nie godzi się, bo to bluźnierstwo. Ani możecie uczynić, co zapowiadacie. Wspomnijcie wojewodę...
Janusz zamilkł, ręką powiódł po czole, oczyma po izbie ciemnej, jakby się przebudził.
— Dość już tego — odezwał się, — w bożych ręku ludzkie losy i serce człowieka.