Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A no! a no! jużci ty swoje począł! — rozśmiał się wojewodzic. — Mów, mów, kiedy ci z tem lepiej; nie będę się z tobą spierał, a swoje przy sobie zostawię.
— Wiem ci ja, że moje słowa na nic się nie przydały, — dokończył Józiak, — ale się rwą same z piersi, że je powstrzymać trudno. Wszak milczę dnie całe, ale wyzwany, fałszu nie rzeknę.
— Jakże ty tego nie czujesz i nie widzisz, że rozumniejsi tu są od nas? — spytał wojewodzic.
— Uczeńsi to prawda, czy rozumniejsi, nie wiem — rzekł Józiak. — Może oni zresztą mają taki rozum, jaki dla nich jest potrzebny; u nas, panie miły, inny rósł i innym ludzi żywią.
— Albo są dwa rozumy? — przerwał wojewodzic śmiejąc się.
— To tylko pewno że niemiecki inszy od naszego, bo to naród też od nas tak różny jak niebo od ziemi.
Wojewodzic westchnął.
— Przesądy są — rzekł — wszędzie źli i dobrzy być muszą. Możeż być człowiek rozumniejszy a lepszy od Hennichena a śliczniejszy anioł od jego córki?
Józiak zmilkł i głowę spuścił.
— A co wam po tem — spytał zmilczawszy