Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wojewodzic zdaleka, nim mógł dojrzeć jej rysy, już poznał ją i przeczuł. Biegł rozpychając ludzi i wywracając niemal stojące po drodze stragany. Przekupki, którym zawadził o rozłożony na bruku towar, podnosiły przeciwko niemu groźne głosy, ale on ani słyszał, ani wiedział co się działo do koła. Biegł z oczyma w nią wlepionemi. Nagle zbliżywszy się do okna stanął i podnosząc w górę czapeczkę a trzęsąc nią, starał się zwrócić jej uwagę.
Fryda zobaczyła go, poznała i krzyknęła uderzając w dłonie. Z poza niej ukazała się głowa zdumionej ciotki.
Z czapką w ręku Janusz stał jak wryty, jak wkuty do bruku, jak olśniony jej widokiem; potem rzucił się na wschody biegiem i znalazł w progu w chwili, gdy Fryda równie jak on zapomniawszy się, biegła naprzeciwko niemu.
Ciotka łamała ręce.
Hennichena w domu nie było.
Przytomność starej panny nie dozwoliła zbyt wyraźnie okazać obojgu co czuli: Fryda na sercu trzymając rękę, cisnęła je, wstrzymując jego bicie, Janusz patrzał i nasycić się nie mógł jej widokiem zachwycony.
— Wiedziałeś pan o nas? dawno tu jesteś? — posypały się pytania.
— Dowiedziałem się przypadkiem, jestem