Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozostać nie mógł, Zaranek rad mu był wywdzięczyć się za gościnność czemś bolesnem. Wiedział on dobrze o wszystkiem, i gdy Hennichen z córką przybył, zmiarkował łatwo, w jakim zamiarze zbliżał się do Polski.
Mało co później na nabożeństwie swem, z wielkiem zadziwieniem, trochą trwogi, ale radością razem, dopatrzył pana pisarza, którego do zboru potajemnie wprowadzono. Janusza nie było, lecz się Zaranek domyślał, że stryj pewnie synowca musiał mieć z sobą. Tegoż dnia znalazł gospodę i zręcznie ludzi wybadawszy, dowiedział się o Januszu. Tego mu było potrzeba; nie mógł większej jemu przysługi, a stryjowi przykrości uczynić, jak o Hennichenie go uwiadamiając. Błądził więc póty po ulicy, aż na wojewodzica natrafił. Udał wielkie podziwienie.
— Waszą jaż miłość oglądam? — zawołał nizko mu się kłaniając — jakiż to traf szczęśliwy?
— I jam nie wiedział, że WMość jesteś w Krakowie — rzekł Janusz.
— Tu było miejsce moje, szersze teatrum, więcej zajęcia — mówił Zaranek, — tu ja prozelitów codzień zyskuję i praca się opłaca. Tam nie było co robić z ciemnym gminem. Nasza wiara jest wyznaniem ludzi oświeconych.
Rozmowa szła tak czas jakiś, gdy Zaranek do ucha wojewodzica się zbliżył.