Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Fryda zbiegły na dół, aby go co rychlej uściskać. Starano się mu wyczytać z twarzy, co przynosił z sobą, ale to dosyć było trudnem; zawsze wesół Hennichen, nigdy swej myśli nie zwierzał ludziom. Z radością powitał córkę i dom, oświadczył, że podróż mu poszła doskonale, że kamienie uważać może za sprzedane, iż mu się kraj niezmiernie podobał a prawdopodobnie przyjdzie mu jeszcze do niego powracać.
Przy wieczerzy, gdy się miał czas rozgadać, a Fryda oczekiwała, czy co o wojewodzicu nie napomknie, stary niby od niechcenia powiedział, iż się z grafem Janem spotkać nie miał zręczności, bo ten mieszkał daleko od Krakowa na wsi, ale się z nim widzieć spodziewa pewnie, gdy drugi raz pojedzie.
Tę powtórną swą podróż zapowiadał niezbyt zwlekając z nią, jakby tylko drogi oschły i powietrze ocieplało.
Pierwszego dnia na tem się ograniczył. Nie zapomniał o podarkach dla Frydy i ciotek, córce przywiózłszy sobolowy kołpaczek i kołnierz, a ciotkom jupki futrami podszyte. Miały się więc z czem przed ciekawemi sąsiadkami pochwalić. Następnych dni miał co gospodarz w domu robić, zaglądając w rachunki i do warsztatu, a tuż i wiosna, nad wszelkie spodziewanie wczesna i piękna robić się zaczęła