Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobranoc! —
To mówiąc ścisnął żywo jego rękę i podskakując podbiegł ku drzwiom domu, u którego progu Józiak już wstawszy nań czekał...

II.

W sklepionej izbie obszernej palił się wieczorny ogień na szerokim kominie, którego okładziny kamienne misternie były rzeźbione.
Dwa Satyry uśmiechnięte, zgarbione, trzymały ciężki gzyms, na którym wił się z owoców i kwiatów wieniec.
Przed kominem ława stała dębowa, kobiercem okryta, a na niej rzucona maleńka cytra, niedbale, w chwili zniecierpliwienia, groziła upadkiem.
Tuż ciężki stół o kręconych nogach, na wpół przyrzucony szytem bogato suknem, zastawiony był kobiecemi fraszkami. W pośrodku roztwarta skrzyneczka z hebanu i srebra, koło niej z różanego drzewa kołowrotek i srebrny puhar, w którym pełno było trochę zaniedbanych z pospuszczanemi głowy kwiatów, i gruba księga z klamrami srebrnemi, z której kart patrzały obrazki złocone. Obok zaczęta robótka kobieca i nożyczki na pasku.
Cała zresztą izba ta świeciła bawidełkami ze szczególnem zebranemi staraniem. Z jednej strony była szafa rzeźbiona, na której wierzchu