Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko poobwijane płachtami. Oczy mu dzikim ogniem świeciły. Otworzywszy drzwi stanął, spoglądając osłupiały i zdziwiony, jak gdyby się chciał cofnąć.
Spojrzawszy nań Zaranek zadrżał widocznie, pobladł i zdawał się szukać oczyma miejsca, w któreby się mógł skryć, lub któremby ujść potrafił.
— Gdzie to ja jestem! — krzyknął przybyły surowo. — To? probostwo? a to mają być duchowni? To nie może być.
— Ale tak jest, — przebąknął niezrozumiale Zaranek.
Usłyszawszy głos jego, stary zasłonił się ręką od światła i zaczął mu przypatrywać się pilnie.
— Ty jesteś Zaranek! — zawołał.
Rodzaj wzgardy towarzyszył wyrazom wymówionym z podziwieniem szyderskiem.
Ręką zamachnął w powietrzu jakby od siebie widzenie złowrogie odpychał — odwrócił się splunąwszy, ale wnet nazad wszedł do izby i rozglądając się stanął.
— Ludzie nowej wiary! czystej wiary Chrystusowej! — począł szydersko, załamawszy ręce. — Otóż to ludzie, ewangelicznej nauki apostołowie! A to są agapy ich! O tej godzinie na modlitwie wam, w kościele na rozmyślaniu, w pracy, przy miłosiernych