Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Eks-dominikan, jakoś tą niezmierną łatwością zdziwiony, nieco sapnął.
— Nim co będzie jednakże, ojcze wielebny — rzekł — dajcie jeść, bo tymczasem z głodu poumieramy. Nie pamiętam już kiedy jadłem.
Zaranek wskazał na stół. Panna Felicyanna zajęła miejsce rozplątując chusty z twarzy, a przybyły eks-definitor przysunął stołek i z łapczywością rzucił się na jadło.
— Więc to wy zapowiedzieliście się mi przed godziną? — zapytał gospodarz, który z przestrachem przypatrywał się zawziętości, z jaką gość brał się do mis, przysuwając je z kolei, nie pytając o nic i częstując swą towarzyszkę.
— My? a! nie! Przed godziną byliśmy jeszcze na gościńcu... uchodząc od Filistynów... więc zapowiadać się nie mogliśmy... a zapowiadać się też do współwyznawcy nie widziałem potrzeby Znana to na okół gospoda takich jak my nigdzie przytułku nie mających.
— Więc się jeszcze gościa jednego spodziewać mamy! — westchnął Zaranek, zwracając pilną na stół uwagę.
Eks-dominikan jadł z chciwością wygłodniałego, narzeczona jego namyśliwszy się, także się pożywiać zaczęła, — wszyscy się przypatrywali ciekawej tej parze, która tak