Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dodał pisarz. — Jakże ci to mogło przyjść do głowy, ażeby wojewoda, matka, albo i ja pozwolili na to, byś jakąś tam mieszczankę sobie brał z za świata! Tego jeszcze w domu naszym nie było i nie będzie.
— Ale ojciec jej szlachcic!
— Co ty mi tam prawisz: szlachcic! nowy jak z igły, a do tego Niemiec, to gorzej naszego chłopa! Żebyś też ambicyi żadnej nie miał.
— Kochany stryju...
— Ano mi się i nie tłómacz, bo ja słuchać tego nie chcę i nie mogę. Dziewkę sobie z głowy wybić należy, bo i o ożenku ci nie czas myśleć, i ostatniemu z rodu Rochitów chyba gdzieindziej patrzeć potrzeba żony. I jakże było można, do kata — kończył pisarz — nie spytawszy nikogo sprawiać sobie zaręczyny!
Janusz zerwał się z siedzenia, bo pojąć nie umiał, kto o nich mógł wiedzieć, gdy świadków nie miały.
Pisarz patrzał nań uśmiechając się.
— Widzisz, wszystko się to wie; ale to są bałamuctwa młodzieńcze, które co rychlej sobie z głowy należy wybić, to nic potem.
Nic mocniej dotknąć nie mogło Janusza nad tę niespodziankę od stryja, na którego poparcie rachował. Ubywał mu jedyny sprzy-