Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

delikatne, białe, piękne... ino patrzeć jak na obraz.
Podstarości splunął.
— Tem ci gorzej, — zawołał surowo — na złe chyba prostą dziewkę tak wychuchali; bo cóż to ją na świecie czeka? albo gruby mieszczuch, albo takie zaloty pańskie, co srom do domu wniosą. Jużci się z nią nie ożeni szlachcic ani książę.
— Ja tam nie wiem, co ją czeka — rzekł Jóźko — a mówię jako widzę, nie prosta to dziewka, ale malowany obraz. Gdybyście ją widzieli, kiedy z ciotką idzie w miasto, do kościoła, a ów strój od łańcuchów i maneli, a twarzyczkę delikatną i białe ręce, co nigdy nic oprócz igiełki nie tknęły, zdumielibyście się. U niej tylko kwiatek, lutnia i książka; a chowali ją na panię i uczyli wszystkiego, jakby jej wszystko umieć było potrzeba.
Podstarości namarszczył się i nogą tupnął o podłogę.
— Tem ci gorzej, — westchnął. — I głowę mu zawróciła?
Józiak spuścił oczy.
— Nie wiem ci ja nic, nie wiem, tylko, że siedzi tam często, a jak pójdzie, to się zapomni i jakby go tam przykuło.
— Cóż ojciec? i ten nie spełna rozumu! — zawołał podstarości — przecie wie, co polski