Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chodnich Prusach dał mu znajomość nieszczęsną języka, w którym listy dziewczęcia pisane były. Kilka z nich pochwycił i popchnął nogami, chcąc je w proch zetrzeć. Czoło okrywało się to purpurowym gniewem, to bladością śmiertelną. Lecz niczem były te dowody płochości chłopięcej obok zgrozy, jaką go napełniały księgi, które zaledwie wziąwszy w ręce rzucał ze wściekłością o ziemię i ściany. Był to zbiór w istocie najjadowitszych paszkwilów i najobrzydliwszych potwarzy przeciw temu kościołowi, którego on był wyznawcą. Trucizna więc z nich weszła już w serce i życie jego dziecięcia.
Nie było więc może na straszną chorobę ratunku.
Kubek Hennichena zgniótł wojewoda pod butem, domyślając się w nim jakiejś pamiątki. Zapisane papiery, które stanowiły dowody winy syna, odsunął na bok; ale księgom nie mógł przebaczyć niecierpliwy starzec. Wyszedł natychmiast, wołając ludzi głosem, któryby martwych pobudził. Pachołkom nadbiegłym rozkazał pobrać wszystko co znalazł i wynieść w podwórze przed drzwi kaplicy.
Uniesiony jakimś szałem biegł za nimi sam, rozkazując je ułożyć na stos i suchem obrzucić drzewem.
Ludzie co go zawsze spokojnym i panem