Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie mój! — szepnęła drżącym głosem wojewodzina — chory jest.
— Moniko! powracaj do swojej komnaty! idź — rzekł wojewoda chmurno — idź, zostaw ból mnie. Com powinien, uczynię. Idź, proszę — idź, rozkazuję.
Błędnemi oczyma nieszczęśliwa matka potoczyła do koła, chcąc wiedzieć, czy mają świadków. Z podwórca wszyscy byli znikli. Szybko przybliżyła się do męża i pochwyciła go za rękę...
— Bądź litościw nad dziecięciem — zawołała — mnie w serce uderzysz, bądź litościw!
Nic już nie odpowiadając, wojewoda ujął ją pod rękę i prowadził ku zamkowi. Przez całą tę krótką drogę nie mówili z sobą. Wojewodzina płakała po cichu. U wnijścia do dworu czekała na panią Dubrowina. Tej powierzywszy wejrzeniem żonę, wojewoda jakby odetchnąć chciał, zatrzymał się w progu. Wnet jednak, przypominając obowiązek, krokiem śmiałym poszedł ku bramie.
Janusz w czasie mszy się przebudził, wstał i odzienie zmieniwszy czekał zadumany, ażali go nie wezwą. Wiedział on pono, co czynił i co nań spaść miało.
Po skończonej mszy nadbiegł Józiak z oznajmieniem iż wojewodzina chorym go uczyniła,