Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na raz tylko, w Paryżu obliczono i przekonano się nareście, że same śniadania z Szampanem, które z góry na rachunek pojedynkujących zakazują sekundanci, daleko więcéj kosztują, niż podróż do Szwajcarii, ze wszystkiemi wrażeniami, tam i na powrót uzbieranémi!
Myśliłem, myśliłem długo, jakby też sobie począć w moim nieszczęśliwym razie, jaki wynaleźć środek, aby się nie zdawało, że żałuję tego co zaszło, by nic dać poznać, żem raniony i cierpię boleśnie na moję ranę; kilkakrotnie krzywiłem się już do uśmiechu i byłem dość blizki szlachetności rozwiązania ust stryjowi i Antosi, którzy zapewne z całego serca radzi byli i mogli uśmiać się ze mnie; ale wkrótce odtrąciłem od siebie tę myśl dobrą, jak jaką niegodną pokusę, i wolałem uciec się do sposobu, jedynego zapewne i najwyborniejszego, jeślibym był jakąkolwiek niedawno zamężną Panią Sędziną.
— Wody! — rzekłem słabym głosem, i zakryłem twarz rękoma.
— Ach! — zawołała moja biedna, przestraszona Antosia, i pędem wybiegła.
— Adasiu! dziécię moje! Ale nie zwieszaj tak