Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nagli twój antagonista z terminem? Bo cóżkolwiek bądź, zakładam wam dni kilka rozejmu. Ty, Adasiu, mój mosanie, ladaco strzelasz. Jeśli więc mam być twoim sekundantem, to z góry ci zapowiadam, że to nie prędzéj nastąpi, aż wystrzelasz pod mojém okiem, do celu, przynajmniej kwartę leszczyńskiego prochu! —
Stryj mój mówił już te słowa tak obojętnie, jak gdyby szło o jakieś zwyczajne rozporządzenie gospodarskie. Zrobiło się mi zimno. Złorzeczyłem w duchu nieczułéj starości. Wyobrażałem sobie, że starzec z równąż jednostajnością umysłu gotow-by był wydawać rozkazy podczas mojego pogrzebu. I wnet z tą myślą przeniosłem się do Antosi: widziałem ją omdlałą na pół-godziny, dwie godziny płaczącą, przez dzień cały zamkniętą w swoim pokoju i nie przyjmującą pociech; potém w przeciągu całego tygodnia posyłała ona na mszę za moję duszę, i modliła się klęcząc z twarzą zasłonioną; nie widywała się z nikim prócz z rodzicami; przechadzała się samotnie po ogrodzie, i to dopiéro o zmroku; nie przyjmowała nic do ust, prócz herbaty, i to za wielkiém uproszeniem; na widok broni lub na wspomnienie Wę-