Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

37
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

lia ukradkiem wyglądać poczęła za powóz, za którym jednakże nic widać nie było, oprócz bryki, piasku i sośniny. Stanisław pozostał daleko.


Nie wiem już którego dnia swojéj podróży, przysiadując się niekiedy na chłopskie wózki, gawędząc z powożącymi Litwinami, to znowu wlokąc się pieszo lub podjeżdżając na wracających koniach pocztowych, słowem dobijając się jak mógł ku rodzinnéj stronie, Stanisław ujrzał nareszcie okolicę znajomą, i przestraszony zatrzymał się na widok Krasnegobrodu, nie mogąc wprost udać się do rodziców, skazany na powitanie ich tylko myślą z daleka.
W dali ciemniały mu zarośla, lasek, dach dworu, stary młyn wodny, kościołek i dwa znajome kominy. Cichy zakąt wyglądał tak jeszcze, jak gdy Stanisław witał go ze szkół wracając, nic niezmieniony, ten sam, tak, że drzewa otaczające poznawał i liczył, witał wierzchołki lip starych, a nic, nic nie świadczyło o kilku ubiegłych latach!
Dopiero w obec Krasnobrodu, Szarski począł szukać środków zbliżenia się do niego tak, by mógł widzieć, nie będąc widzianym. Myślał z razu zajechać do karczemki, ale Żyd doniósłby o nim do dworu; chciał potém w sąsiedniéj osiąść na czas wiosce, ale i tam poznaliby go nieustannie z Krasnobrodu przychodzący ludzie; nareszcie przypomniał sobie list doktora Branta do pana Płachy, i postanowił wprost jechać do Jasiniec.
Jasińce dzieliło od wioski pana sędziego błotko tylko, gąszcz nizkich zarośli i bród długi, od którego