Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

35
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— Jedna Szarska poszła za księcia Jana.
— Stryjeczno-rodzona jego siostra...
— Pss! to osobliwy dziwak; ale któż go rodzi?
— Podobno baronówna von Petersdorf, odpowiedział szybko i bez zająknienia Bazylewicz.
— Kiedy dorf to być musi z Inflant, dodał podkomorzy, ja to już tego jestem pewien...
— I piechotą chodzi!... piechotą! dorzuciła pani Kłapciowa. Możeby go poprosić na obiad przy popasie, żeby się poznać; ale wszystkiego mamy półtoréj kury i kaszkę na bulionie, nie wiem czyby wystarczyło. Młody, bogaty... powtórzyła pani podkomorzyna, — i rodzi go baronówna... jak, panie Bazylewicz?
— Baronówna von Paulinsdorf.
— Piękna to jakaś być musi familia... A gdyby kupić mięsa na bifsztyk, kochańciu? spytała żona zamyślonego pana Kłapcia.
— Jeśli się dostanie, a niedrogo...
— No, ale czy się da zaprosić, ten, jak się... Furmansdorf?
— Szarski!
— Tak, Szarski... ale jak się tanio mięso kupi?
— Kto go rodzi? przerwała podkomorzyna: zapominam.
— Baronówna von Matthiasdorf, pani dobrodziejko... rzekł Bazylewicz roztargniony, plotąc co mu na myśl przyszło.
— Śmieszna rzecz, że tych cudzoziemskich nazwisk ani sposób spamiętać! szepnęła podkomorzyna, ruszając ramionami.
— I wątpię, żeby się dał zaprosić, przerwał Ba-