Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

28
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

były ciągiem logicznym; nie rozumiał pieśni poczętéj westchnieniem i łzami, a skończonéj śmiechem i ziewaniem.
Taką pieśń przecię odśpiewujemy wszyscy chórem... i jak każdy ma w życiu chwilę błysku i rozświtu, w któréj mu Bóg dozwala być pięknym, tak każdy ma godzinę poezyi, jedno mgnienie — choć mało kto umrze z pięknością na twarzy i poezyą w duszy.
Szumiały lasy, śpiewały ptaki, Staś powoli posuwał się drogą swoją, to przysiadając na powalonych kłodach, to spoczywając na rozdrożach, to zamyślając się nad krajobrazami, jakie się roztaczały dokoła. Każdy z nich żywo mu przypominał wieś, młodość, kątek rodzinny.
Serce mu biło i żądzą, i strachem. Zbliżał się ku swojéj zagrodzie, i lękał się prawie ją zobaczyć, by duszy nie wypłakać.
Minęły go powozy książęce, przesunęła się przed nim blada twarzyczka Adeli, uśpionéj w karecie i z wielkim wdziękiem wspartéj na poduszkach. W tę samą stronę biegli oboje, ale z jak różnemi myślami! On po wspomnienia tylko, ona po tryumfy próżności. Dwoje dzieci, niedawno szczerze rozkochanych w sobie, teraz dzielił cały świat najrozmaitszych zapór, granic i przesądów.
Cóż że serca zabić mogą, wtórując sobie, gdy ani usta przemówić, ani się już dłonie zbliżyć nie potrafią!
Poczwałowały powozy, i myśl poleciała za niemi w świat, w szeroki świat!
Ale snadź przeznaczeniem było podróżnego doznać w téj krótkiéj wędrówce najrozmaitszych wrażeń i spotkać najniespodziewańsze głosy, któreby go rozkołysały