Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

21
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

izraelskiego pochodzili, i czując się obowiązanym utrzymać reputacyę muzykalności narodu swego, — ale po nim nadciągnęły najrozmaitsze figury:
Stara Żydowica z zielonym kuferkiem, który zagrażał kolanom Szarskiego; jakiś jegomość ze śmierdzącą fajką bakonu, na jedno oko ślepy, w płaszczu podartym, z kijem sękatym, ale pełny dobréj fantazyi; jakaś jejmość młoda i ładna, ale oszarpana, zabrukana i kaszląca, któréj wyjechać było niezmiernie dla czegoś pilno; dwóch bachorów z ojcem, jadących po coś do rabina i rozpychających bez ceremonii wszystkich dla znalezienia sobie wygodnego miejsca; wreszcie jakiś jegomość (numer drugi) wesoły, widocznie napiły, ze skrzypeczką i smyczkiem pod pachą.
Gdy się to wszystko spakowało do budy, a na kozieł siadł jeszcze odarty łapserdak jakiś z tłomoczkiem na kolanach, gdy każdy wciągnął kuferek, węzełek, poduszkę, pudełko, Stanisław ledwie się nie udusił od ścisku, zaduchu i różnego rodzaju wyziewów. Jegomość z fajką, nie czekając wyjazdu, począł kląć i grozić Żydowi tak, że o mało nie przyszło między nimi do pojedynku na kułaki; morejne bezcześcił go po żydowsku; jejmość mruczała ciągle powtarzając jedno: „Ażeby go wszyscy dyabli wzięli!“ bachory piszczały; wesoły posiadacz skrzypki o nią się nieustannie troszcząc, w obronie instrumentu szturchańcami obdzielał na prawo i lewo. Aż nareszcie i arka owa wstrząsła się, konie ruszyły, zabrzęczały dzwonki, bryka kołysząc się posunęła po bruku.
Pokazało się, że brzęczące na dnie jéj szyny żelazne, których było kilkanaście, tak je obciążały, że się ledwie wlokła. Nowy tedy hałas na woźnicę, ale ten widać przywykły do niego i ostrzelany, czapką