Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

299
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— Co pan tu robisz znowu? zawołała gorąco i niespokojnie. Muszęż ci jeszcze raz powtórzyć, że wszystko się skończyło? że potrzeba się rozstać i zapomnieć na zawsze? Idź! idź! nie zatruwaj sobie życia! jam ciebie nie warta!... ty mi przeszkadzasz, dodała zatrzymując się.
— A! zlituj się! zlituj! składając ręce przed nią wyjąknął nieszczęśliwy — chcesz chyba, żebym umarł na ulicy patrząc w okna twoje... Nic wypędzaj mnie! nie wypędzaj! ja nic mówić nie będę, ja ci w niczém nie przeszkodzę!
— Ale książę...
— Książę tak dobry... on nie jest zazdrosny.
— On lubi swobodę...
Czy Smaragdina znów grała rolę jaką, czy była tylko sobą i najszczerszym swéj myśli wyrazem?... Nie wiem, ale coś w jéj oku przelatywało jakby uczucie, coś w ustach jakby żal drgało. Zdawało się, że odpychała go umyślnie, jak gdyby czuła, że uścisk jéj skalany jest i zatruty, że się nie godzi zapłacić nim za szczerą, za poczciwą miłość poety.
— Ha, pójdę więc, pójdę — rzekł Szarski — muszę...
I chciał odchodzić, i wahał się, spoglądał, szedł i powracał, tak rzucić mu ją było ciężko. Wtém nadbiegł książę.
— A cóż to? pan odchodzić myślisz? rzekł żywo do niego. Tyś bo nielitościwa Smaragdino! odezwał się zwracając ku niéj z wymówką. Dajże mi się pocieszyć widokiem jedynego szczerego, stałego, choć nieszczęśliwego przywiązania, które mnie może ze światem pogodzić...
Ale Sara wciąż niecierpliwie powtarzała Stanisławowi znaki, aby odszedł, i posłuszny niewolnik, choć