Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

96
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Cóż robić! odparł Stanisław z uśmiechem.
— On, Iglicki i kupa innych za nimi, krzykną na pana; a do początkującego jak tylko kilka strzałów choć z wiatrówek wypali, dosyć by, go zabić.
— To pewna, rzekł Stanisław: że ja zbyt może z wysoka i poważnie widzę literaturę, i nie mogę poniewierać się w intrygach jakichś dla sławy. Jeśli mi jest co zarzucić, nie chcę, by milczano; prawda prędzéj czy późniéj musi się wykluć na wierzch. Jeśli zarzuty będą niesprawiedliwe, osobistością i niechęcią tchnące, odpowiem na nie; sąd ogółu zawyrokuje między nami.
— Ogół — rzekł coraz zimniéj księgarz — jest zawsze za tymi, co drwią, nie za tymi, co rzeczy biorą poważnie. Druga zaś reguła: jeśli jeden przeczy, drugi twierdzi, przeczenie u ogółu ma zawsze dziesięć szans przeciwko jednéj.
— Tém gorzéj dla ogółu, rzekł Stanisław.
— Ale nie lepiéj i dla pana, dodał bibliopola. Przyznam się mu szczerze, że jeszcze tłómaczenie pańskie nie wyszło, a już słyszę o krytyce... musiałem użyć całego mojego wpływu, żeby ją powstrzymać, szkaradnie, by rozkupowi zaszkodziła.
Stanisław nie miał dłużéj ochoty rozprawiać, i ze wstrętem ledwie dosłuchawszy aforyzmów księgarza, wyszedł od niego zniechęcony. Szczęściem, bezpieczniejszy teraz trochę o chleb powszedni, którego wiele nie potrzebował, mógł znowu pracować swobodniéj, iść gdzie go myśl niosła skrzydlata, i w tych zachwytach tworzenia znajdował nagrodę za kwasy i gorycze drugiéj życia swego połowy.
W ciszy swéj izdebki, sam z myślą swą tylko, niejeden wieczór spędził w rozkoszném marzeniu i wi-