Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

75
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

rach, kanapie, łóżku nawet i kilku połamanych krzesłach, w kominie niekiedy zasiadali weseli chłopcy nad kubkiem fajansowym kawy z ogromną bułką, i napełniając dymem szczupłe ciupki, gwarzyli wesoło. Iluż to się tu na całe życie trwałych zawiązywało przyjaźni! ile wysnuło projektów, które los, okoliczności i wytrwałość ziściły! ile wykwitło nadziei, mających jutro zwiędnąć, na zawsze, zabitych wiekiem trumny!
A jak zaraźliwe wesele tryskało z tych młodych piersi, nieprzerwaną płynąc z nich pieśnią życia, i porywając wirem swym co tylko musnęło na drodze! Jak tam było dobrze, raźnie, wygodnie, miło — choć często stojąc na jednéj nodze, piło się te kawę zastygłą z suchą bułką, z przyskwarzoną śmietanką, na którą się godzinę czekało, nim z kolei doszła aspiranta! Ta kawa zdrowa i posilna, bo podobno cykoryi więcéj w niéj było niż czego, dla wielu zastępowała obiad niedostateczny, odegrzewaną wieczerzę i zużyte pracą krzepiła siły, gdy towarzysząca jéj rozmowa, wesołość i wrzawa były też dla duszy pokarmem.
Staś jeszcze się nie był nigdy odważył zajść do akademickiéj kawiarni, do któréj go pierwszy raz wciągnął i zaprosił Szczerba.
— Ja funduję, rzekł z uśmiechem, używając zwykłego wyrazu: chodź, zobaczysz ludzi, rozerwiesz się, a szklanka kawy ci nie zaszkodzi, bo Horyłka nas niebardzo wyśmienicie karmi. Zmógł się nieboraczysko na pierwszy obiad i pierwszą wieczerzę z chróstem na smalcu; nie wiem do czego daléj dojdziemy, ale się obawiam, żebyśmy na ćwikle i musztardzie zamiast sztukimięsa nie jechali do końca roku.
Weszli tedy przez nizkie drzwiczki do sklepionéj