Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

36
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Znajdzie się czas na wszystko, byle bąków nie zbijać i do góry brzuchem nie leżeć. Powyznaczam godziny, a chcę, żebyś waść się z gospodarstwem oswoił i mnie w niém pomagał. A teraz — dodał wskazując ręką — idź waść do oficyny... Jest tam izdebka, z Falszewiczem stać będziesz razem, rozpakuj się i uporządkuj.
Takie było w domu przyjęcie poety. Ale mimo surowości ojca, pozornéj obojętności matki, nieśmiałości rodzeństwa, niewygód mieszkania zajmowanego na współ z bakałarzem młodszych braci, niejakim Falszewiczem, nieznośną kompaturą, mającą tę tylko zasługę, że była posłuszna i tania, — Staś czuł się szczęśliwym w Krasnobrodzie.
On kochał to miejsce ciężkich prób, ale drogich dzieciństwa wspomnień, i powitał je niemal ze łzami. Każdy kątek przypominał mu jakąś chwilę przebytą, rzadko miłą, prawie zawsze straszną, ale skrystalizowaną już w głowie i sercu poety w ten brylant drogi, który się pamiątką nazywa. Pomimo że Stanisław był już dorosłym, i inni rówiennicy jego używali na świecie zupełnéj swobody, on najmniejszéj nie miał w domu. Nie mówię już, że mu brakło najpierwszych wygód życia, bo na to się nie uskarżał i nie bolał, choć często wstyd było w przerobioném widocznie odzieniu ojcowskiém lub z wytartemi łokciami i dziurawemi bótami jechać do kościoła... ale do serca nie miał nikogo. Poczciwa matka słuchała wszystkiego prócz uskarżań na ojca, na które milkła jak ściana, zagryzała usta, i dawała zaraz do zrozumienia, że nawet uszami uczestniczką ich być nie chce. Bracia byli tak młodzi, siostry tak dziecinne, a tak rzadko było się można z nimi spotkać sam na sam i poufale, że Stanisław żył zupełnie samotnie i w sobie. Falszewicz