Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

27
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— A gdzieżeś to waćpan bywał? zapytał naprężając się dozorca. Chciałeś chodzić, juściż sądzę, żeśmy warci, żebyś nie odbiegał towarzystwa naszego.
— Nie miałem wcale myśli iść gdziekolwiek, odpowiedział zdyszany Szarski; ale ledwieś pan odszedł, przybył tu professor... i zabrał mnie z sobą do ogrodu.
— Jak to? i do nocy z nim chodziliście? zapytał znów z niedowierzaniem i trochą zwykłéj sobie zazdrości pan Jacenty.
— Wracam w téj chwili wprost od professora, który mi książek pożyczył, odparł z niejaką dumą Szarski; nigdzie więcéj nogą nie byłem.
— To się okaże! to się okaże! rzekł dozorca; a teraz podobno czas na wieczerzę.
Ta przechadzka, któréj zresztą byli świadkowie, poddanie książek Szarskiemu, długa z nim rozmowa, zmieniły wprędce usposobienie współuczniów do szyderstwa... Zazdrościli wszyscy po trosze Stasiowi, a pan dozorca ruszał tylko ramionami, nie mogąc pojąć, jak pan professor wybrał sobie takiego chłystka na konferencyę wieczorną; niemniéj jednak i w jego oczach postawiło to lepiéj poetę. Nie śmiano z niego tak bardzo żartować, widząc, że nauczyciel zachęcał; poczęto się domyślać, że to może nie ze wszystkiém jest śmieszne, i dozorca choć w złym humorze u wieczerzy siedział, ale już bardzo poważny,


Dzień ten w życiu Szarskiego stanowił epokę, i popchnął młodego chłopaka drogą ku przyszłości. Dziecię niemajętnych rodziców, którzy radzi byli, żeby potra-