Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

23
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

język i literaturę, na któréj skibę pot twego czoła ma upaść, musisz przeniknąć, musisz się ich wyuczyć...
— Będę się uczył, odpowiedział Szarski ochotnie, ożywiony słowami z duszy pochodzącemi starego nauczyciela...
Ten ujął go za rękę serdecznie.
— O tak! rzekł: uczyć się, uczyć! uczyć potrzeba całe życie, choćby dla przekonania się w ostatku, że nauka jest niewyczerpaném źródłem rozkoszy, pokarmu i zawodów. Powiedzą ci późniéj, mój kochany, niedowarzeni mędrkowie, że nauka i ślęczenie zabijają natchnienie, niszczą oryginalność, zacierają indywidualność... ale to fałsz! to fałsz! Sobą być można zawsze, paném pracy i myśli, ale pracować i myśleć potrzeba! Praca tylko dać może skrzydła natchnieniu.
I szli tak długo o zmierzchu, pustemi już ulicami pałacowego ogrodu, a professor mówił i wzdychał, jakby rad był, że się ma przed kim wywnętrzyć. Poczynał od ucznia, a kończył do siebie, tak się w nim mnogo zebrało, z czém się wylać potrzebował. Poczciwy, przypomniawszy sobie młodego chłopaka, zwracał się do niego, a po chwili znów uniesiony zapominał o nim. Ale żadne ze słów jego nie zostało stracone; te prawdy nawet, których Szarski pojąć jeszcze nie mógł, jak aforyzmy i zadania nierozwiązane pozostały w jego umyśle, przechowując się dla przyszłości. Chciwie ich słuchał, a im wznioślejsze i wyższe, tém go bardziéj nęciły.
Mrok coraz gęstszy poczynał się rozciągać, i wieczór chłodnym od stawu powiewał wiatrem, gdy nareszcie nauczyciel, któremu płaszcz nieposłuszny ciągle spadał z ramienia, postrzegł że późno już było, i szybko zawrócił się, nie przestając rozmowy.
— A kochaszże ty naturę? spytał z westchnie-