Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

255
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— A są, kochany panie! ale ci pewnie nie pójdą w szranki z lada fanfaronem, który dla profanów wydaje się studnią erudycyi, a jest w istocie pomalowanym osłem. Mamy i my w literaturze naszéj massy takich wydawców, tłómaczów, rozprawiaczów i erudytów, co wczoraj się czegoś trochę poduczywszy, jutro już uczą publikę, i idzie to im bezkarnie. Ja, wybierając z literackich powołań, najprędzejbym sobie taką synekurę obrał, niewymagającą wielkiego szafunku myśli i zdolności. Można w ten sposób zbierać podania, pieśni, akta i dokumenta, chronologicznie je układać, wydawać pamiętniki, nie opatrzywszy się, że były już tam parę razy wprzód drukowane, pisać życiorysy z metryk i rozprawy z rozpraw, tęgo tylko a głośno łając poprzedników, bo w tém główna sztuka!
— Ależ krytyka?
— Krytyka rzadko kiedy sama śledzi i bada. Będzie panu zadawała to i owo, że tego za wiele, że tamtego za mało, ale w sedno kradzieży, powtarzania, bałamuctwa, nieuctwa nie trafi. Lęka się rozpoczynać wojny o naukę, bo zadać brak jéj komu, gorzéj daleko niż zaprzeczyć talentu.
— A sumienie? spytał Stanisław.
— Sumienie razem z talentem powinno iść w tym zawodzie do kieszeni, jako rzecz przeszkodliwa i zbyteczna. Erudycya i nauka gruntowna a prawdziwa nabywa się mozolnie, namiętnością wiedzy, poświęceniem życia, powolną pracą, ale nic znowu łatwiejszego nad pozór jéj, który z lada zbiorków, trzęsianek, encyklopedyjek wyciągnąć sobie można. Dodajmy wiarę w siebie, jeśli nie istotną, to także pozorną, zupełne wyrzeczenie się niepotrzebnéj skromności, a najwięk-