Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

173
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Stanisław widząc, że tu nie ma co robić, zawrócił się i pociągnął Szczerbę za sobą.
— To darmo — rzekł — nie traćmy czasu.
Żyd pozostał nieruchomy, popatrzał na odchodzących, plunął, kiwnął się i powrócił do swéj księgi rachunkowéj.
Smutni wracali z téj pielgrzymki nasi przyjaciele, kiedy ich naprzeciw Św. Jana, w niedalekim zaułku, uderzył napis: „Drukarnia Dworca.“
— A ot! może jeszcze wydawca! Przypominam sobie, żem widział podpis jego na nakładach, trochę nawet porządniejszych od Zymelowskich, rzekł Szczerba. Nie żałujmy nóg, wejdźmy i spróbujmy szczęścia.
Wdrapali się więc po brudnych schodkach i galeryjkach do wnętrza kamienicy, całej woniejącéj drukiem, papierem i książkami. Mniéj tu było ruchu, niż u sławnego Zymela i Manesa Romma, wózków księgarskich nie postrzegli, ale drukarnia była czynna. Zapytali o Dworca — nikt im odpowiedzieć nie umiał. Występowali naprzeciw nim Żydzi różnego wzrostu, wieku, miny, ubioru, każdy niby jako ów Dworzec, ale znać było, że go tylko zastępowali; sam główny przedsiębierca zdawał się niepochwyconym mitem.
Trzech młodych Żydków porwało rękopism, i poczęli go przerzucać, czytać, kiwać głowami, szeptać do siebie, udając, że się na tem poznać mogą... Potém pomruczawszy, zwrócili go Szczerbie.
— Panowie chcą drukować? spytał młodszy.
— Tak jest; ale nie chcemy wydawać sami, chcielibyśmy sprzedać...
Żydki pokiwali głowami, spierając się z sobą o coś po niemiecku. Stanisław zniechęcony, stał ze zwieszoną głową, oparty o balustradę, niewiele wiedząc co się