Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż do miasteczka.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

— Tak — odpowiedziałem biednemu Janowi — jeśli waćpan przez to rozumiesz dwojakie w człowieku skłonności?
— Nie! nie! nie — gorąco odparł rozprawiający, to nie jest żadna figura: żywa — i szczera prawda zasadnicza, homo duplex, bez najmniejszéj wątpliwości, w każdym siedzi biały i czarny, anioł i szatan... alboż nie słyszałeś ich rozmowy? Nieustannie jeden się drugiemu przekomarza, a gdy milczéć musi, to chichocze z kąta. Płaczesz, tamten się śmieje i woła. — A! jest czego braciszku, śmiejesz się, truje ci wesołość; kochasz, wrzuca ci odrazę i wątpliwość; tęsknisz i lecisz do niebios, sofistykuje przeciw Bogu i niebiosom... słowem, pokoju niema, a zawsze ci dwaj ichmościowie na przekór sobie robić muszą... Jak to być może, żebyś już waćpan w sobie tego nie poczuł, żeś podwójny? Szczęśliwy jesteś, jeśli jeszcze z Kainem nie miałeś do czynienia, ale skrada się, czycha, odezwie po cichu i przyjdzie: zawsze się trzeba miéć na ostrożności. Biada temu, kto się od razu urodził spo-