Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż do miasteczka.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto? doprawdy? rzekł niespokojnie, zatrzymując się Janek.
— W saméj istocie, ale to nic, jeno się weźmiecie przez ten oto las i manowcem na lewo, a drużyna sama do gościńca wyprowadzi... chłodem, cieniem i bardzo przyjemną okolicą, sześć karczem jedna po drugiéj mijać będziecie.
Chłopiec zatrzymał się, drwal przystąpił do niego i jął mu się przypatrywać.
— A skądże to?
— Od tatka Macieja...
Drwal znowu głową pokręcił. — Rozumiem, pewno na zarobek do miasta...
— Na robotę, na naukę...
Drwal coraz się przybliżał i serdecznił i przymilał.
— A toś się musiał zmęczyć chłopczyku kochany... aż mi cię żal.
Ot siądź spocząć na kłodzie, do miasteczka jeszcze pora! i jak pora... ja ci krótszą pokażę drogę, wyprowadzę cię tam, zobaczysz serce moje. Chłopak téż rad, że go stary hołubi, uśmiechnął mu się po same serce, przyjął wezwanie i usiadł z nim razem na kłodzie starego dębu...