Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez pamięci na jutro? jeśli zapał tak równy, że jedno drugiego nie śmieszy, że myśl nawet sprzeczna nie urodzi się nigdy w głowie? jeśli w dwu ciałach przytulonych do siebie, jedna mieszka dusza, jedno serce, jedna wola, jedna miłość: jeśli się tak zjednoczą, że sztylet coby ugodził jedno, zabije oboje... O! naówczas klęknijcie ludzie i klęcząc patrzcie na cud, na zjawisko rzadkie na ziemi, wielkie... niestety! — nietrwałe. To zjawisko jest jak zorza północna ognistym obrazem, trwającym tylko chwilę. Spojrzcie na willę naszą.
Ich tylko w niej dwoje, tylko dwoje, z naturą, z rzeką, z drzewy, z nocy pogodnemi i szumem kaskady... tylko dwoje w tym raju. Dwoje było w raju Adamowym... bo więcej tam być nie może. We dnie on siedzi pod cieniem drzew, a Pepita na jego kolanach, przytulona, zawieszona, wpiła mu się w usta, białemi otoczyła rękoma i tak często jak dziecię u piersi matki usypia. On drgnąć się boi, by jej snu nie przerwał, by uśmiechu z twarzy nie zsunął i wieczystego nie rozerwał pocałunku. Zamyka oczy i marzy, że w raju, a chłodny wiatr studzi ich, a ciepłe słońce zajrzy przez liście i ozłoci im głowy, ogrzeje. Bo i wiatr lubi owiać taką parę cudowną i słońce ozłocić. A w nocy księżycowe usiądą nad Tybru brzegiem, na urwisku, i Pepita cicho coś śpiewa jemu, on rwie uściskami śpiew. Potem długo, długo wzdychają tylko i milczą, nie ma bo słów przy wielkiem uczuciu, nie ma wyrazów na szczęście w języku, a mowa szydzi wówczas z człowieka. I lepiej nie mówić. Za światem nic im nie tęskno: gdyby nagle ziemi zabrakło pod ich nogami, a! możeby i tego nie poczuli... gdyby wszystko co ich otacza umarło, i o tem by mogli nie wiedzieć!