Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ba koniecznie dojść sprawcę tej zuchwałej impertynencji, a potem zobaczymy, co zrobić wypadnie; to moja rzecz, gdy o Sylwję chodzi, u mnie żartów niema.
To mówiąc, zbliżył się Burzymowski i raz jeszcze napis sylabizując, smutnie głową potrząsał. W najprzykrzejszem położeniu była Sylwja, nie śmiejąc się odezwać, nie odważając dotknąć ślicznego bukietu, choć w duszy była nim dumną i uszczęśliwioną. Główka jej się już tem paliła, co mówił Grabski, że nie mógł być od nikogo innego tylko od księcia Józefa.
Wtem wojska na palcach zbliżyła się do jej ucha, zakryła chudą ręką i szepnęła cichutko.
— Bukiet to nic, ale przecie wiadomo, że kwiaty mają znaczenie. — Le langage des fleurs daje się jak bilet czytać. — Wytłumaczę ci każdy z tych kwiatków: Uwielbienie — miłość gorąca, — pragnienie zbliżenia się — wszystko to stoi tu wyraźnie, jasno jakby czarno na białem napisane było. Powiadam ci, na mój honor, niema najmniejszej wątpliwości.
Bojąc się, aby ojciec nie posłyszał, co wojska mówiła, Sylwja ścisnęła ją za rękę.
— Cicho, zmiłuj się, — szepnęła — cicho, potem, potem!
Szambelan namyśliwszy się, zbliżał się właśnie do wojskiej.
— Proszę mi dać ten bukiet! — wołał — precz mi z tem na śmietnisko! precz na środek ulicy!
Czeżewska rzuciła się gwałtownie, zasłaniając bukiet zagrożony, — spojrzała nań oczyma zaiskrzonemi.
— Ale nie czyńże się pan śmiesznym, szambelanie! — krzyknęła oburzona. — Bukiet! cóż znaczy przysłany bukiet? przecież to przyjęte na całymi świecie, że się posyła kwiaty znajomym i nieznajomym! Pan byś nadał temu większe znaczenie, niż ma w istocie, narażając siebie i nas na śmiech! na drwiny! Piękna rzecz... Pruderja taka parafjańska! Ja panu tego bukietu nie dam! słowo honoru! nie dam!
— Mój tatku! — szepnęła Sylwja, — cóż te śliczne