Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szę to dodać, — rzekł po chwili Grabski — że owa sławna pani de Vauban nie jest ani bardzo młodą, ani piękną, ani o księcia zazdrosną. Przyznaję, że położenie jest nieco dwuznaczne, ale kiedy ani pani hetmanowa, ani książęta Czartoryscy, ani wszystkie inne matadory wielkiego świata nie widzą w tem nic zdrożnego...
Burzymowski dziwnie się jakoś otrząsnął i splunął, a Sylwja za ten sąd, pełen umiarkowania i wyrozumiałości, wejrzeniem miłem podziękowała kuzynkowi.
— Zatem, — dodał szambelan po namyśle — gdybyśmy tam byli wciągnięci, możemy, moglibyśmy tam iść? hę?
Grabski nic nie odpowiedział, milczenie było znaczące.
— Gadajże! jak sądzisz? — nalegał Burzymowski.
— Kochany szambelanie, — odezwał się zagadnięty ze smutkiem — nie trzeba było przyjeżdżać do Warszawy, jeśli się tego chciało uniknąć.
— A któż u licha mógł wiedzieć o tych Wonpanach, o tem wszystkiem! — wykrzyknął, rękami rzucając Burzymowski. — Tu poprostu spytaj acan na ulicy kogo chcesz, powie ci każdy ulicznik, że Vauban jest księcia Józefa metresą!
Sylwja nim ojciec to dokończył, wyszła do drugiego pokoju. Ciężar spadł z piersi Burzymowskiemu, gdy obejrzawszy się spostrzegł, że jej nie było.
— No, niema jej, mówmy teraz z sobą otwarcie. Co mam począć?
Westchnął Grabski, pochylił się do ucha i powtórzył cicho.
— A pocożeście przyjechali do Warszawy, kochany szambelanie? Pytanie spóźnione, ja na nie inaczej odpowiedzieć nie umiem, tylko, że uniknąć tego towarzystwa, którego się obawiasz dla kuzynki, będzie prawie niepodobieństwem. Wszakże macie jakąś koligację z Tyszkiewiczami?
— A tak! daleka jakaś, ale jest i Sylwja w to bije! — mruknął Burzymowski.