Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiek w salonie znalazł się emigrant Francuz, inaczej jak jego językiem odzywać się nie było wolno, a bardzo mało salonów tej ozdoby, o której zdobycie starano się najusilniej, pozbawionych było.
W otoczeniu księcia Józefa, Pod blachą, mówiono, zabawiano się, grywano teatr, pisano dewizy tylko po francusku. Mało domów znajdowało się w Warszawie, w którychby język polski posłyszeć było można gdzie indziej, jak w przedpokoju.
U pani Lanckorońskiej kasztelanowej połanieckiej, u pani z Potockich Wielopolskiej starościny krakowskiej, u Sołtyków i — prawie nigdzie więcej. Dwa czy trzy stare kontusze zostało na całą Warszawę, między innemi eks-koniuszego Kickiego i Badeniego. — Poczciwy Burzymowski, choć szambelan królewski — co podobno zarówno z orderem winien był wpływowi żony, mówił po francusku nieosobliwie (naprawdę, bardzo źle) i z wielką trudnością. Późno się do tego wziął a do języków wogóle zdolności nie miał.
Wyśmiewano się z niego nawet, że raz na zapytanie króla, gdy zapukał do jego gabinetu.
Qui est là?
Miał mu odpowiedzieć:
Je, chambellan Burzymowski.
I dla języka więc czysto francuskiego salony Warszawy powabu dlań nie miały. — Obawiał się być wyśmianym jak niegdyś, gdy rozprawiając z p. de Caché o potęgach europejskich, nazwał je — les potences de l’Europe. Wiedział też, że w tych salonach zabawiano się w miłostki, snuto nieustannie intrygi, przygotowywano wykradzenia, wyzywano się do pojedynków. Wszystko to serce jego ojcowskie napełniało obawą, bo w córce widział jedną z tych piękności, na które dosyć było spojrzeć, aby być oczarowanym.
Przerażała go ta przyszłość, którą on sobie (albo raczej którą mu okoliczności) zgotowały. Co niepokojów, ile kłopotów i troski, jakiego czuwania potrzeba było, jak wytrawnego oka!
Tymczasem trzpiotek Sylwja ani się domyślała, ni