Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tyński uśmiechał się zdala, widząc mieniącą się twarz szlachcica. Radby był co najrychlej opuścić to towarzystwo, ale przyrzeczonej pieczeni huzarskiej z cebulą czekać mu kazano, a tymczasem historje pięknych pań i panien, z komentarzami tłustemi, sypały się z przerażającą obfitością szczegółów.
— Sodoma i Gomora! — powtarzał w duchu Burzymowski — otom wpadł! otom wpadł!
Zapomniał biedak, że wcale nie lepiej za jego czasów bywało, lecz — szło mu o najdroższe dziecię.
Po długiej męczarni, którą z uśmiechem zmuszony był znosić pan Stanisław, wniesiono na ostatek pieczeń huzarską i jeszcze burgunda, wyproszonego u rządcy książęcego pana Hofmana, który od piwnicy pańskiej miał klucze. Pieczeń dla głodnego miała pewien urok, przysmażona cebulka woniała przedziwnie; zatarło to na chwilę przykre wrażenia, bo żołądek ma prawa swoje. Ze szklankami wina Burzymowski roztargniony nie liczył się wcale — boć, na frasunek dobry trunek, i, co miał do osieroconej córki pośpieszać, dał się wstrzymywać, siedział, sam już nie wiedział, dlaczego.
Rozgadał się wkońcu daleko więcej, niż był powinien; ichmość, co go przyjmowali, dobyli z niego, co chcieli, pokumali się z nim poufale, jak z dobrym koleżką, i gdy nareszcie Pokutyński, daleko od niego ostrożniejszy i trzeźwiejszy wyciągnął go, Burzymowski tak się pożegnał ze wszystkimi serdecznie, jakby nazajutrz miał podzielać ich płochy żywot i wnijść w ich obyczaje.
Trwało to usposobienie jednak nie dłużej jak do progu austerji. Tu widok córki wznowił uczucia niebezpieczeństwa i strachu. Konie natychmiast kazał zaprzęgać, aby salve-gwardji uniknąć, i — ruszono. Pożegnawszy Pokutyńskiego, Burzymowski przy pomocy Zybka wdrapał się do swoich sanek — i tu — sam na sam z pamięcią, sumieniem i myślami czarnemi, począł się gryźć, boleć, wyrzuty sobie czynić okrutne.
Poncz i burgund uleciały na wolnem powietrzu,