Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Słowo panu daję, — paplała, ożywiając się, wojska — wszyscy tam już mówią o tem. Miłość romantyczna, posępna, melancholijna, to nie jego rzecz, długo z nią nie wytrwa. Ta osóbka, o której mówię, daleko ponętniejsza dla takiego bałamuta, niż idealne istoty!
Do Vaubanowej przyjechała Francuzka, pani de la Brétèche, ani bardzo młoda, ani piękna, bo nawet, zdaje się, że nigdy nią nie była, ale dowcipna, roztrzepana, umiejąca mówić bardzo paskudne rzeczy w sposób niby przyzwoity, że się ze wstydu palić trzeba, gdy się rozgada.
Od pierwszego wieczora książę z niej oczów nie spuścił.
Co rzadko bywa, przysiadł się do stolika, żartował z nią. Plotła, widząc że go to bawi, niestworzone rzeczy, że musiałyśmy się wachlarzami zasłaniać, udając, że nie słyszymy.
Vaubanowa ją zatrzymała w Jabłonnie, codzień się słyszę dopytuje o nią książę, godzinami z nią śmieje się i dokazuje...
Sylwja na to patrzyć nie może i jak tylko ją zobaczy, wychodzi... Dworacy powiadają, że to sobie zabawka i roztargnienie bez konsekwencji, a ja panu ręczę, iż Francuzica się tak obrachuje, aby były konsekwencje! Biega za nim formalnie — bezwstydnica! Vaubanowa śmieje się, kontenta, że jej go ktoś bawi i rozchmurza.
Opisawszy cały tryb życia w Jabłonnie, ranki i wieczory, przejażdżki, przechadzki, gry i zabawy, wojska wkońcu pożegnała Grabskiego, oznajmując, że końmi, któremi przyjechała, powracać musi. Przyrzekła jednak najuroczyściej, że jak dotąd, tak na przyszłość, trzymać będzie pana Mieczysława au courant tego, co się w Jabłonnie stanie.
I dni kilka upłynęło tak znowu. Grabski, korzystając z ciepła wiosennego, odbywał wycieczki po okolicach, o ile mu noga dozwalała, na którą trochę kulał jeszcze.
Dnia jednego powróciwszy późno z Wilanowa, zna-