Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ten wniosek, iż Sylwja zażąda kiedyś jego powrotu i wezwie do siebie. Pytał ją więc często.
— Nie mówiła o mnie? nie pytała o mnie?
Czeżewska utwierdzała go w przekonaniu, iż chwila zwrotu była bliską; że, choć nie żądała wyraźnie powrotu Mieczysława, zdawała się tęsknić za nim i do wsi.
Kiedy niekiedy mówiła już o Burzymowie. Naówczas zaczynała płakać, bo miejsce to ojca jej przypominało.
— Jednakże, — dodawała Czeżewska — wspomnienie księcia poruszało ją całą jeszcze, najmniejsze słówko uwłaczające mu oburzało.
W sercu walka była rozpoczętą, lecz zwycięstwo na żadną się jeszcze nie przechyliło stronę.
Za każdem Czeżewskiej przybyciem doniesienia jej o Sylwji zdawały się dobitniej oznaczać ten stan ducha na przełomie, który powinien się był skończyć zerwaniem z towarzystwem, z miastem i powrotem na wieś, chwilę tę jednak stanowczą musiał wywołać jakiś fakt, coś, czego oznaczyć nie umiała Czeżewska i Grabski.
Gdy Blacha zaczęła się do Jabłonny przenosić, słabą jakąś powziął nadzieję Mieczysław, że Sylwja, sama pozostawszy w Warszawie, będzie zmuszona myśleć o powrocie do Burzymowa; nie przypuszczał bowiem, aby razem z panią Cichocką i jakąś Francuzką towarzyszyć mogła pani de Vauban do Jabłonny.
Wprawdzie tak mała odległość dzieliła Warszawę od rezydencji letniej księcia, sam on tak często odwiedzał stolicę, że Sylwję mogła nadzieja widywania go zatrzymywać; ale Czeżewska zapewniała, że książę sam unikał tego.
Miłość księcia, choć trwała zawsze, choć była, jak utrzymywali wszyscy, bezprzykładnie stałą a pełną poszanowania i sympatji dla istoty, która tak ukochać umiała, z coraz większym mieszała się niepokojem o los Sylwji, z coraz mocniejszem postanowieniem nakłonienia jej, aby się marzeń wyrzekła... Gotów był